Algier, Algieria 1 maja 2023

Na lotnisku w Warszawie spotykamy się w sobotę pod wieczór. Do lounge wchodzimy w 8 osób – jak zwykle lekko przekombinowane! ;), więc oczekiwanie mija szybko. Lot do Frankfurtu – rodzina Jurkanis znowu ma szczęście, bo przez overbooking dostajemy upgrade do klasy biznes. Frankfurt – 1h na przesiadkę, więc pędzimy. Zdążamy i lecimy do Algieru – stolicy Algierii. Szybko i przyjemnie, cała podróż zajmuje zaledwie 5h!
Już po przylocie widzimy, że Algieria uwielbia formalności. Odprawa paszportowa zajmuje około 3-5 min/ osobę. Na szczęście jesteśmy w miarę na początku kolejki, ale Ci ostatni to chyba do rana stali. Odbiera nas kierowca z agencji, z którą będziemy jeździć po kraju. Wynajem agencji był musem do uzyskania wiz. Jak próbowaliśmy wizy uzyskać bez agencji, to się nie udało. Zatem chcąc niechcąc – jeździmy z agencją FancyYellow.

Jak przyjeżdzamy do hotelu jest już prawie 2ga w nocy, więc czasu w PL prawie 3cia. Dzieciaki śpią jak zabite.
Śpimy w hotelu Lamaraz, który na booking.com ma ocenę 9.6, czyli bardzo wysoko. Jest spoko, jak na Afrykę. Z restauracji piękny widok na 3-milionowy Algier i na Morze Sródziemne. Następnego dnia rano mamy slow morning, co powoduje duży wzrost ciśnienia u naszego przewodnika, który czeka na nas 2h. Tomek D jakoś go jednak ułożył, kładąc duży nacisk na przyjaźń polsko – algierską.

NIedzielę spędzamy na zwiedzaniu centrum Algieru. Oprowadza nas Rasha, dziewczyna która od 5 roku zycia uczy się sama angielskiego, aby w przyszłości zamieszkać w Nowym Jorku i zostać pilotką w Delta Airlines. Zaczynamy od zwiedzania najstarszej części miasta, pełnej meczetów, wąskich uliczek oraz typowej średniowiecznej zabudowy. To wszystko średnio utrzymane, ale bardzo oryginalne. Jest jeszcze jedna rzecz. Praktycznie brak turystów poza lokalnymi i pojedynczymi Francuzami. Nasza przewodniczka wskazuje na kilka linków do Polski. Nie wiemy czy są prawdziwe, ale fajnie. Zaskakuje nas widoczna tolerancja, czy wręcz pozytywne nastawienie do Rosjan – wszyscy myślą, że jesteśmy z Rosji i krzyczą vivat Putin!
A my na to Puten Putin, czyli je*** Putina. Są mocno skonfundowani.

Metrem (tak jest najszybciej) przejeżdzamy donowszej (ale nadal starej) części miasta. Jesteśmy pod wrażeniem typowej kolonialnej zabudowy z końca XIX oraz początków XXw, bardzo dobrze utrzymanej. Taki mały Paryż. Mnóstwo restauracji i kafejek, miasto tętni życiem. Nie widać też za bardzo konserwatywnie ubranych kobiet, raczej dominują zachodnie ubrania, a przynajmniej kobiety nie przykrywają włosów.
Dzień kończymy w dość osobliwym ogrodzie botanicznym, który został założony w 1832 i bardziej przypomina dżunglę w Tajlandii, niż w Afryce. Jest niesamowity, połozony u podnórza wysokiego na prawie 100m pomnika połegłych w Algierii, któych liczba jest szacowana na 1.5miliona w trakcie 130 lat panowania francuskiego (1830 – 1960). Zaprojektowany przez Polaka w 1980r. Natomiast słyszymy, że stosunki z Francją są mocno oziębione i dawna kolonia raczej chce się odciąć od czasów okupacji i francuskiej przeszłości. Jesteśmy bardzo dumni z tego dnia, bo nasze dzieci robią prawie 15 tysięcy kroków, więc w pełni zasługują na wieczorny basenik i jacuzzi w hotelu.

Poniedziałek to 1 maja, w Algierii święto poległych. Udaje nam się szybko zebrać, żeby pojechać do odległego o 60km Cherchell oraz Tipasa. Oba są miastami zbudowanymi ponad 2 tys lat temu. Cherchell jest mniej imponujacy, położony nad morzem i pełnił rolę jednego z głownych portów handlowych w pólnocnej Afryce. Wrażenie robią na nas dziesiątki mężczysn grających w bule (dzisiaj, nie 2 tyś lat temu!). Tipasa ma status zabytku UNESCO. Jest pięnie połozona. Podobnie jak reszta terenów w tamtym okresie było pod panowaniem rzymskim, które obiektywnie rzecz biorąc pozwoliło im się wówczas rozwinąć i rozkwitnąć.
Po zwiedzaniu, udajemy się na przepyszną rybę. Tak pyszną, że nie widzimy upływającego czasu i na 2h przed odlotem na południe kraju okazuje się, że mamy 2h jazdy do lotniska. Jest problem.

Kierowca pędzi, jeszcze na dodatek nie wybiera optymalnej drogi. Jesteśmy bez szans. Samolot odlatuje o 18:30, a my na lotnisko wpadamy 18:10, bez check-inu. Z bagażami. I tutaj pomocne okazuje się wszędobylskie spóźnialstwo i beztroskie podejscie do czasu. Godzina odlotu jest kierunkowa, więc bez problemu przechodzimy przez check-in i czekamy na boarding. Znowu nam się udało!

Komentarze

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Inne wpisy z podróży

    Pólnocna Algieria: Constantine do Algieru

    Ostatnie dni w Algierii, Constantine, Djamila, Algier. Podsumowanie Algierii w punktach.
    Generalnie warto jechac !

    Czytaj dalej

    Ghardaia – nieodkryty świat Sahary

    Fascynujące 3 dni na pustyni w Algierii!

    Czytaj dalej

    Algieria – jedziemy!

    Hej przygodo! To dokąd tym razem? Algieriaaaaa!

    Czytaj dalej
    Back to top