Mężowie w pracy, więc razem z Hanią i Guciem idziemy pozwiedzać LA! Pierwsze kroki kierujemy w stronę Broadway Avenue czyli ulicy w Downtown gdzie znajdują sie teatry, zabytkowe (jak na USA) budynki, hotele itd. Niestety teatry wyglądają na nieczynne, budynki popadają w ruinę, a na ulicy kręci się sporo świrów i bezdomnych. Co ciekawe już 2 bloki dalej panuje porządek, mijamy normalnych ludzi, są knajpki, restauracje i przyjazna atmosfera. Przechodzimy min obok sali koncertowej według projektu Franka Gehry’ego oraz Walt Disney Concert Hall. Downtown jest jak żywy, trochę podupadły skansen świetności Los Angeles z początku XX wieku. Bardzo artystyczne miasto, gdzie skoncentrowana jest produkcja filmowa ale nie widać tu teatrów, galerii sztuki, ulicznych artystów…Popołudniu idziemy jeszcze na długi spacer wokół zbiornika retencyjnego wody (Silver Lake Reservoir). Okolica nie jest tak okazała jak w Beverly Hills ale jest tu mnóstwo sympatycznych domków, ludzi biegających/ wyprowadzających psy na smyczy.. po prostu normalna dzielnica mieszkaniowa z dużą liczbą spacerowiczów (szczególnie jak na LA). Kolejnego dnia udajemy się jeszcze z Hanią do MOCA czyli Muzeum Sztuki Współczesnej, gdzie oglądamy twórczość europejską i amerykańską po 1940 roku, min obrazy Marka Roshko.
LA to takie skupisko kilkunastu małych miasteczek, z których każde ma swój własny niepowtarzalny charakter i klimat. Na pewno warto zobaczyć to miasto, ale można sie tez trochę rozczarować. Dla mnie najpiękniejsze są tu palmy, plaże, niebieskie niebo i pogoda czyli wszystko to co stworzyła natura..
Na koniec naszego pobytu w LA idziemy do restauracji sushi na 69 (!) piętrze hotelu Intercontinental- z pięknym widokiem na miasto i wyjątkowo dobrym winem:)