Narodowa dewiza Jamajczykow jest powiedzenie- „out of many, one people”, co oznacza w uproszczeniu „z wielu, jeden naród”. W ponad 90% obecni Jamajczycy to potomkowie niewolników, którzy od połowy 17. wieku byli ściągani na wyspę przez kolonizatorów z zachodniej Afryki. Jamajczycy dumni są ze swojego afrykańskiego pochodzenia, jednak współczesnym mieszkańcom wyspy bliżej jest mentalnie do Stanów Zjednoczonych, niż do Afryki.
Agata nie może spac, w nocy robi pranie 😉 Rano idziemy na śniadanie do pobliskiego baru. Do jedzenia zaproponowano nam jamajskie śniadanie czyli smażone platany, kurczak w sobie sojowym, rybę z warzywami oraz gotowana cassave i banany. Nasze dzieciaki kręcą nosem (my też;), więc kelnerka udaje się do pobliskiego sklepu żeby zakupić jaja i chleb dla chłopców. Full service, tylko chleba bez glutenu się nie dało już załatwić 🙂
Po śniadaniu jedziemy zobaczyć wodospady Dunn’s River, położone na obrzeżach miasta Ocho Rios. Wodospad ma wysokość ponad 50 metrów i składa się z kilkudziesięciu mniejszych kaskad. Najwieksza atrakcja polega się wspinaczce w górę wodospadu! W miejscu gdzie woda spływa, skaly są dość szorstkie (o dziwo!) wiec można śmiało po nich chodzić.. Nie jest to wcale intuicyjne bo idzie się pod prąd gorskiego strumienia, gdzie każdy spodziewa się śliskich skał. Starszym dzieciakom tak bardzo podoba się ta przygoda ze trzykrotnie przemierzają trasę z dołu na górę. Wrazenia i widoki sa super!
Jest już popołudnie a my od śniadania nie mieliśmy nic w ustach. Tomek znajduje restauracje z widokiem na miasto wiec wjeżdżamy naszym busem stromo pod gore. Droga wydaje się wieść donikad wiec musimy zawrócić na wąskiej i krętej drodze… podczas cofania nagle.. uderzamy autem w skałę! Kamera cofania była za mała wg Tomka i nie było widać tej skały wielkiej jak krowa. Zderzak i tylna klapa są dość mocno wgięte w wynajętej nowej Toyota Hiace. No trudno- takie życie, to będzie kosztować. Jedziemy dalej. Ostatecznie zatrzymujemy się na wybrzezu i idziemy do lobster baru. Miejsce znów nie wyglada ciekawie ale jedzenie jest przepyszne- jemy krewetki w lokalnym sosie curry, krewetki w mleku kokosowym oraz homara. Dzieciaki szaleją na plazy, zbierają smieci i budują z nich swoją lodz. W tym roku największa atrakcja dla dzieciaków okazuje się piach, potrafią godzinami się nim bawić.
Trzeba zrobić testy PCR przed wylotem z Jamajki. Następnego dnia rano robimy test samochodowy, przebiega sprawnie. W ogóle tych formalności związanych z podróżowaniem w COVIDZIE między krajami jest duuuuużo. Dość powiedzieć, ze do każdego kraju (nawet tranzytowego jak Kanada), trzeba uzupełniać formularze przez 1-2h/ rodzinę.
Jedziemy obejrzeć wioskę Nine Mile. Tot taka kulminacja wyjazdu, absolutny cel Jamajki, jej kultury i muzyki. Kwintesencja. W miejscu tym urodził sie i został pochowany Bob Marley. Jest to miejsce kultu dla fanów piosenkarza jak również dla Rastafarian (to osobna religia!), dla których Bob był idolem. W Nine Mile można zwiedzić dom w którym Bob Marley mieszkał z matka przez pierwsze 13 lat swojego zycia oraz pochowani są jego najbliższi- matka, brat, wnuczka, dziadkowie, no i on sam. Dowiadujemy się tez kilka ciekawych faktów z zycia piosenkarza, min to ze miał 12 dzieci z 8 różnymi kobietami! Co ciekawe po wiosce oprowadza nas ktoś z rodziny Marleya, gość jest rastafarianinem i podczas oprowadzania jest spalony. Z resztą przed i po oprowadzeniu też jest spalony. On po prostu jest cały czas spalony. Oni wszyscy są upaleni w tej okolicy.
Wieczorem docieramy do Kingston – stolicy Jamajki. Prowadzi do niego jedyna auostrada w kraju – bardzo komfortowa. Na miejscu śpimy w stylowym Spanish Hotel, połozonym w centrum miasta. My prosto z drogi, spoceni, brudni, z 4 krzyczących dzieci wchodzimy do tego dość luksusowego hotelu.. możecie sobie wyobrazić spojrzenie gości i obsługi. Nie byli na nas gotowi, ale my na nich tak. Przed hotelem stoi auto, ktorego używał Sean Connery w James Bond Dr No z 1962 (1. film o Bondzie!). Film był w dużej częsci kręcony na Jamajce.
Następnego dnia wszyscy odwiedzamy luksusowy Devon House – posiadłość w centrum stolicy zbudowaną przez zamożnego Jamajczyka w 2. połowie XIXw. Od 50 lat jest tu muzeum. Piękny dom kolonialny, w otoczeniu restauracji i sklepów. Ładnie.
Cyprian i Tomek ruszają na wyprawę z celem naprawy uszkodzonego auta. Dość szybko namierzają warsztat w okolicy Trench Town, o którym dumnie śpiewał Bob Marley. Okolica rzeczywiście bardzo lokalna i auta w warsztatach są raczej rozbierane na części niz naprawiane. Lokalsi z naprawą wgniecionego zderzaka oraz klapy radzą sobie w.. 4h. W PL byśmy czekali na to z tydzień. Robią to tak, że po awarii absolutnie nie ma śladu. Perfekcyjni w swojej robocie. Koszt: 250 USD, czyli tyle ile wynosiłaby opłata za pełne ubezpieczenie, którego nigdy nie bierzemy.
Pod wieczór jedziemy jeszcze na podgórze gór Blue Mountains, skąd rozpościera się świety widok na Kingston. Następnego dnia pakowanie i kurs na lotnisko, które znajduje się na wyspie. Droga prowadzi przez groblę, która poruszał się Jame Bond w 1962r. Nic się nie zmieniło od tego czasu.. I to jest właśnie piękne na Jamajce.