Tomek wybiera nam hotel w Negril na zachodzie Jamajki. Miejsce okazuje się strzałem w dziesiątkę! Nie ma tam luksusu, ale za to jest super atmosfera i chillout. Przy naszym domku rosną krzaki marihuany, przy plaży jest klimatyczny bar i kolorowe leżaki. Agata i Domi od razu po przyjeździe idą na masaz na plaży. Dzieciaki bawią się w piachu i moczą się w wodzie- zabawie nie ma końca! Hotel położony jest przy najbardziej znanej i najdłużej plazy na Jamajce- Seven mile beach. Nazwa jest mylna bo plaża ma długość 7 kilometrów, a nie 7 mil. Woda jest przyjemna, ale pływają w niej niewidoczne meduzy które powodują, że dzieciaki w pewym momecie wyskakują z krzykiem (na szczęście oparzenia 3 z nich są nieszkodliwe!).
Kolejnego dnia postanawiamy zobaczyć tą część wyspy. Pierwsza polecana atrakcja to źródełko z mineralna woda. Po przyjeździe na miejsce okazuje się ze źródełko to nic innego jak wybetonowana dziura w ziemi – nie wyglada zachęcająco wiec postanawiamy odpuscic sobie ta atrakcje. Kolejny punkt to ogród z kolibrami. Postanawiamy wejść do środka ale miejsce nie do końca jest warte swojej ceny. Ogród jest niewielki i udaje nam się zobaczyć tylko 3 kolibry. Jak to mówią: szału nie ma!
Na lunch zatrzymujemy się w Rick’s cafe- znanym barze założonym w 1974, położonym na klifach. Atrakcja miejsca są dwie skocznie, z których śmiałkowie mogą wskoczyć do wody z wysokości 8 i 11 metrów. Nasi panowie oczywiście próbują tam swoich sił – Tomek skocze również z najwyższego punktu. Brawo! Wygrzewamy sie na basenie i podziwiamy kształty miejscowych dziewczyn, z któych niektóre wyglądają jak milion dolarów. Jestesmy tu praktycznie jedynymi białymi, większość osób stanowią miejscowi lub ciemnoskórzy Amerykanie. Kobiety są zjawiskowe- maja długie, gęste włosy, krągłe pupy, długie nogi i poruszają sie zgrabnie jak gazele.
Wieczór spędzamy na plazy delektując się pysznym jedzeniem, winkiem i lokalnym klimatem. Prawdziwy rarytas to homar zamówiony w budzie obok. Miejsce nie wyglada szczególnie, ale tutejszy kucharz wyławia homary prosto z morza. Facet jest kompletnie spalony ale przy tym bardzo zabawny i uroczy. A co najważniejsze – homar jest idealnie przyrządzony z czosnkiem i lokalnymi przyprawami! Niebo w gębie!
Kolejnego dnia pakujemy się i wyruszamy do Ocho Rios. Po drodze zajeżdżamy do naszego pierwszego resortu, żeby odebrac Dominiki kapelusz. Cyprian dzielnie walczy z obsługa hotelowa która jest bardzo nieprzyjemna i na każdym kroku robi problemy. W ogóle ludzie na Jamajce są dość zachowawczy i ogólnie strict. Nasza grupa z 4 rozwydrzonych dzieci często spotyka się z szeroką dezaprobatą miejscowego społeczeństwa 😉 W drodze do Ocho Rios zatrzymujemy się w Greenwood aby zwiedzić dom zamożnego właściciela ziemskiego Richarda Barretta wybudowany w 18 wieku. Dom (Greenwood Greathouse) to ogromna posiadłość położona na wzgórzu, ze zjawiskową werandą i oryginalnymi meblami i instrumentami muzycznymi z tego okresu. W swoim szczycie na plantacji trzciny cukrowej i na posiadłości pracowało aż 2000 niewolników! Dom jest idealnie zachowany i użytkowany przez ostatnie 40 lat przez zamożnego jamajczyka. Jesteśmy jedynymi zwiedzającymi, z powodu pandemii dociera tu duzo mniej osób. W szczytowym momencie przed 2020 r dom zwiedzało prawie 700 osób dziennie!!!
Jesteśmy umierajaco głodni, więc zatrzymujemy się w przypadkowym barze na wybrzeżu. Znowu buda ale jedzenie jest przepyszne- krewetki i lokalne ryby- niebo w gębie!!! Wieczorem dojeżdżamy do naszego przybytku- to dwa wygodne 150 metrowe apartamenty na nowoczesnym osiedlu. Po przyjedzie tradycyjnie pijemy winko, rum i padamy razem z dziećmi.
Hahh, mega fajne zdjęcia. Filmik Tomka z skoku – heros. Jestem ciekaw czy go coś nie bolało po kontakcie z wodą z taką prędkością