Kurajma, Sudan 11 listopada 2021

Pobudka o 5tej rano (to już standard w czasie tej podróży). Tomek wstał o 3ciej, żeby jeszcze popracować 😉 Jesteśmy podeskcytowani wjazdem do Sudanu, w sumie nie wiadomo czego się tam możemy spodziewać! Dwa tygodnie przed naszym przyjazdem obalono rząd, w kraju trwa konflikt, przed przyjazdem czytalismy wiadomosci o krwawych zamieszkach w stolicy – Chartumie. Większość linii lotniczych odwołała loty. Cały czas monitorowaliśmy sytuację i wiedzielismy, ze masowe protesty wciąż trwają. Sudan to dość „trudny” kraj – ma konflikt praktycznie ze wszystkimi swoimi sąsiadami. Szczegolnie w tym momencie wydaje sie to dość ryzykowny cel podróży, a my tam pędzimy wesołą gromadką z trójką dzieci 😉

Tomki kupili bimber u miejscowego – to się udało. Nie mogliśmy za to załatwić busa z Abu Simbel w Egipcie do granicy z Sudanem (35km). Dopiero po kilku godzinach rozmów z miejscowymi, w końcu Tomkowi D udalo sie znalezc rozwiazanie. Miejsowy  bus stawia się punktualnie o 6tej rano. Pakujemy się i jedziemy na prom, który ma nas przeprawić na druga strone jeziora Nassera. Prom ma odpłynąć o 7mej czasu afrykańskiego. Czyli na pewo nie o 7mej, ale może się uda o 8mej. Przed promem niezły pierdolnik. To taka łódka na 5 osobówek – tak nam się wydaje. Nic bardziej mylnego. Lokalsi upychają na to z 5 tirów, autobus i nas. Pokład ledwo wystaje ponad wodę. Pocieszamy się, że jezioro nie takie duże – moża dopłynąć wplaw do brzegu. Jeżeli ucieknie się jednemu z 400 tysięcy krokodyli, które żyją w jeziorze! Przeprawa trwa jakieś 40 minut. Jedziemy kolejne 30 minut i po 9tej meldujemy się na granicy Egipsko – Sudańskiej.

Jesteśmy przed bramą, która prowadzi do właściwego przejścia granicznego. Przejscie na druga strone sklada sie z kilku etapow: najpierw trzeba opuścic Egipt, potem przebić się przez tzw. „no mans land” – ziemię niczyją, na końcu musimy zostac wpuszczeni do Sudanu. Kierowca, ktory dowiózł nas na miejsce niemal natychmiast po przyjeździe wystawia nasze tobołki pod brama i odjeżdza. Agencja w Sudanie zapewniła nam tzw. „fixera”, tj osobę, która przeprowadzi nas przez granicę, ale dopiero, kiedy znajdziemy sie w „no mans land”. Po stronie egipskiej jesteśmy zdani sami na siebie, a wokoł nikt nie mowi po angielsku. Na nasze szczęście na granicy trafiamy na egipskiego doktora, ktory sprawdza nasze testy PCR. Mowi cokolwiek po angielsku i pomaga nam przebić sie przez biurokracje. Mimo wszystko nie jest łatwo. Musimy uiścić szereg opłat wyjazowych i przedstawic nasza sprawe – chęć przekroczenia granicy – szeregowi ludzi. Największym problemem okazuje się fakt, że.. granicę egipską trzeba przekroczyć pojazdem. A my go nie mamy. Po kilkudziesieciu minutach negocjacji, w ktorych pomaga nam doktor, ładujemy się do autobusu pełnego towarów i ludzi. Kilku mężczyzn wychodzi, zebyśmy mogli zmiescic sie w srodku. Nie wiemy co się z tymi ludźmi stało dalej.. W autobusie siedzimy na sobie, nasze bagaze sa ustawione z nami w przejsciu miedzy siedzeniami – nikt i nic juz by sie nie zmiescilo. Ten autobus przewozi nas 100m. Po prostu przejezdzamy przez brame wyjazdu z Egiptu i troche zaskoczeni wyładowujemy sie z autobusu. Chodzilo tylko o to, zebysmy przejechali przez brame pojazdem. Ten pierwszy etap, czyli wydostanie sie z Egiptu, zajmuje nam 3h. W „no mans land” spotykamy juz naszego fixera, który przez kolejne 2h załatwia za nas formalności na granicy Sudańskiej. Wydaje nam sie, ze mamy wszystko tj. wizy z Berlina, testy PCR z Egiptu –  niby nic więcej nie trzeba. A jednak! Papierologia do kwadratu! Ludzie są za to bardzo uprzejmi i mili. Zatem po 9h od wyjazdu i 5h od stawienia się na granicy (gdzie nie było żadnej kolejki) udaje nam się ja przekroczyć i jesteśmy w Sudanie! Yeeeey!

Sudan to kraj muzułmański. Alkoholu nie ma. Mieszka tu około 44 miliony ludzi. Koncentracja wzdłuż Nilu oraz w Chartumie, który liczy 5-10m ludzi i leży na połączeniu Nilu Błękitnego i Białego.

 Za granicą odbiera nas nasza włoska agencja turystyczna. Jedyna godna zaufania w Sudanie. Czekają na nas 3 Toyoty Hilux z kierowcami i przewodnik. Auta są doposażone w łopaty, dodatkowe paliwo i sprzęt do „pustynny”. Tego dnia jedziemy 4h do naszego 1. noclegu, który miesci się.. w czyimś domu obok miejscowości Kerma. Warunki spartańskie. Dodamy tylko, że pokój kosztuje 7 dolarów za dobę. Dawno tak nie spaliśmy. Dzieciom to absolutnie nie przeszkadza, mają fun z prysznica na dworze. Dom jest typowym  lokalnej zabudowie, tzn nubian house.

Uwaga: okazuje się, że w Sudanie z powodu przewrotu jest wyłączony internet i nie działa w całym kraju. Tego się nie spodziwaliśmy, bo… nie mamy nawet lotów powrotnych.

Następnego dnia (środa) spędzamy w podróży, zwiedzając po drodze dawne miasto Kerma z około 6 wieku p.n.e, wraz z przyległym muzeum. Zabudowania mają prawie 5 tysięcy lat!

Generalnie drogi są dobre, ale ludzie mieszkają bardzo biednie. Jako lokalny transport dominują osiołki i tuktuki. Egipt jest dość zamożny vs to co widzimy w Sudanie. Ludzie mieszkają w bardzo prostych domach. Nie mają praktycznie nic. Nil daje im życie, tzn wodę oraz maleńkie pola uprawne. Ludzie jedzą też dużo przetworzonego jedzenia, więc wzdłuz poboczy walają się tony plastiku. Masakra.

Na zachód słońca ogladamy jeszcze piramidy Barkal, a na noc śpimy pod święta górą Jebel Barkal obok miejscowości Karima. Hotel należy do włoskiej rodziny i jest ultra luksusowy jak na warunki lokalne. W pokojach jest klimatyzacja, przed pokojami piękna, zielona trawa i zdobione krzewy. Świetujemy urodziny Agaty! Mamy szczęście, że kolacja wypada w takim miejscu, a nie tam gdzie noc wcześniej..

Nasz przewodnik informuje nas, że ze wzgledu na napiętą sytuacje polityczną nie mozemy wjechac do Chartumu w sobotę (taki był plan), ponieważ na ten dzień zaplanowane są ogromne demonstracje przeciw wojskowej władzy przejętej 2 tygodnie wczesniej. Wiemy, ze protesty mogą być niebezpieczne i nie chcemy ryzykować. Mamy opcje dojechać w piątek i sobote spędzić w hotelu lub wylecieć z Chartumu z piątku na sobotę w nocy. Wybieramy opcję nr 2. Ze zgrozą obserwujemy że kasowane są kolejne loty, m.in do Dubaju. Więc podspiesznie rezerwujemy (przez telefon!) loty przez Qatar do Warszawy. To ostatnia opcja powrotu do domu.

W błogości kładziemy się spać w naszym komfortowym przybytku, bo nie wiemy co przyniesie nam czwartek i piątek..

Agata tańczy na granicy, Tomek D śpiewa 😉

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Inne wpisy z podróży

To jest Sudan

Ze względu na konieczność wcześniejszego wylotu z Sudanu, program 4-dniowy na zwiedzanie musimy zmieścić w dwa dni, które nam zostały! Wstajemy o poranku w czwartek, pakujemy się i wyruszamy w nieznane. Czeka nas wiele godzin spędzonych w aucie i krótkie postoje na zwiedzanie starożytnych ruin miast i świątyń. Za oknem krajobraz się trochę zmienia- pustynie […]

Czytaj dalej

Nil – płyniemy pod prąd!

Po porannym zwiedzaniu Edfu przez kolejne 6 godzin towarzystwo odpoczywa na statku. Rozkładamy się na górnym pokładzie- dzieciaki pluskają się w basenie, a dorośli oddają się innym przyjemnościom- obserwowaniu zmiennej linii brzegowej Nilu, czytaniu książek, delektowaniu się winkiem. Popołudniu mamy zaplanowane zwiedzanie jeszcze jednej świątyni- Kom Ombo. Chętnych do zwiedzania brak 🙂 ostatecznie świątynie idą […]

Czytaj dalej

Perły Nilu

Po 4 dniach pobytu w Marsa Alam na wybrzeżu Morza Czerwonego przejeżdzamy do Luxoru. Tomek mówi wszystkim, że przejazd zajmie 2h ale się pomylił i jedziemy 5h.. Dobrze, że cene negocjował jak za przejazd 2h! Zaskakuje nas fakt, że w Egipcie mieszka 105 milionów ludzi, ale zamieszkanych jest tylko 7% tego kraju – reszta to […]

Czytaj dalej

Sielanka w Marsa Alam

Na jeden dzien przed wyjazdem udaje nam się na szczęście odebrać paszporty z ambasady Sudanu w Berlinie, gdzie wbito nam wizy Sudanskie. Cieszymy się ze odzyskaliśmy te paszporty, bo ambasada po wybuchu rewolucji przestała odbierać telefony! Kupilismy bilety lotnicze tylko w jedna stronę do Marsa Alam na południowym wybrzeżu Egiptu. Wygodnie, bezpośrednio i tanio, bo to […]

Czytaj dalej
Back to top