Ze względu na konieczność wcześniejszego wylotu z Sudanu, program 4-dniowy na zwiedzanie musimy zmieścić w dwa dni, które nam zostały! Wstajemy o poranku w czwartek, pakujemy się i wyruszamy w nieznane. Czeka nas wiele godzin spędzonych w aucie i krótkie postoje na zwiedzanie starożytnych ruin miast i świątyń. Za oknem krajobraz się trochę zmienia- pustynie zastępuje sawanna, ale zamiast typowych afrykańskich zwierząt widzimy tylko wielbłądy, kozy i osiołki….
W drodze w czwartek zwiedzamy m.in. grobowce El – Kurru. Dogadujemy się z jednym z mieszkańców, żeby… otworzył nam jeden z grobowców i udaje nam się wejść. Niesamowite jest to, że nie ma większego problemu z otwarciem grobowca, który ma ponad 2 tysiące lat 😉
Popołudniu docieramy do kwintesencji Sudanu. Piramidy Meroe to ogromne skupisko grobowców położone w fantastycznej, pustynnej scenerii. Wpisane na listę UNESCO. Pod same piramidy podjeżdzamy na wielbłądach – robią wrażenie. Zachód słońca też robi swoje. Zbudowane okolo 3w. p.n.e. mieszczą około 100 grobowców władców z czasów królestwa Kusz. Meroe to całe historyczne miasto, nie tylko kilka piramid. Spędzamy tam cały zachód słońca. O zmroku wracamy do samochodu, gdzie Tomek dokonuje jeszcze targu z miejscową społecznością – oddajemy swoje ubrania za drobne pamiątki.
Noc spędzamy w fajnym kampie obok piramid. W nocy mamy ognisko, skąd widać spektakularny nieboskłon. Przypominają nam się podobne widoki z Atacamy oraz z Namibii. Obóz jest nowy i jak na warunku Sudnu ultra lux. Każdy namiot ma toaletę, jest prąd z agregatu no i super jadalnia z klimatyzacją (my wolimy na zewnątrz).
Rano jedziemy jeszcze zobaczyć świątynie Musawwarat oraz Naqa. Dojazd przez pustynię – przydają się nasze auta z napędem 4×4. Naqa jest w bardzo dobrym stanie. Jest gorąco.
Widzimy jak mieszkańcy z wioski pobierają wodę ze studni. Jest to prawdziwe wydarzenie, widać ze proceder ten wymaga sporego wysiłku i zaangażowania sporej grupy osób. Następnie woda trafia do dużych plastikowych baniakow, które osiołkami rozwożone po okolicznych domostwach. Spotykamy dzieci w wieku Olafa które prowadzą osiołki załadowanych baniakami z woda..
Ogólnie nasz pobyt w Sudanie daje dużo do myślenia. Ludzie, szczególnie Ci mieszkający na terenach pustynnych, żyją na skraju nędzy. Mieszkają w prostych domach z błota rzecznego, z ograniczonym dostępem do prądu, wody i jedzenia. Teren jest niezwykle trudny do życia również ze względu na panujące tu temperatury. Jesteśmy tu w połowie listopada i jest ponad 35 stopni w ciągu dnia. Latem temperatura przekracza 50 stopni i nie ma tu drzew które dają ukojenie w upał. Po drodze mijamy pojedyncze sklepiki gdzie można zaopatrzyć się głównie w wodę i suchy przetworzony prowiant (ciasta itd). Wszędzie brud, piasek i mnóstwo śmieci.
Wczesnym popołudniem przyjeżdżamy do Chartumu- stolicy Sudanu. Obrzeża miasta przypominają wysypisko śmieci. Widok jest przerażający. Zaczynamy zwiedzanie od.. zrobienia testów PCR, gdzieś na chodniku. Ich wartość – wątpliwa, ale trzeba zrobić żeby wyjechac z kraju…
Chartum jest ogromnym miastem- ma długość 100 km i szerokość 70 km, oficjalnie mieszka tu 7-10 mln mieszkańców. To tutaj łączą się wody Nilu Białego i Błękitnego. Niech Was jednak nie myli nazwa tych rzek- woda jest mętna i dość mocno zanieczyszczona. Udajemy się na rejs statkiem po rzece, który nie trwa jednak zbyt długo. Po kilku minutach przypływa do nas motorówka policyjna. Najpierw lokalna policja przyczepia się do tego ze jesteśmy bez kamizelek ratunkowych. Wlasciciel łódki zakłada wiec kamizelki chłopakom i kończy proceder. Dopiero pod naporem policji, również Agata i Olga otrzymują kamizelki…daje nam tym samym do zrozumienia ze kobiety i dzieci w tym kraju to gorszy sort. Przy okazji dowiadujemy się ze rejsy po Nilu są nielegalne ze względu na panujący w kraju stan wyjątkowy. Do wylotu mamy jeszcze ponad 7 godzin ale nasz przewodnik daje nam do zrozumienia, że nie jest to właściwy czas na zwiedzanie miasta. Widzimy ze na ulicach miasta patroluje wojsko, czuć napięcie w powietrzu. Bunkrujemy się w dobrym hotelu, 3 km od lotniska i to tu spędzamy nasze ostatnie godziny przed wylotem. Zamawiamy jedzenie, palimy shishe i podsumowujemy wyjazd. Każdy z nas w głębi duszy cieszy się z powrotu do cywilizacji.
Lotnisko to koszmar, testy PCR do wyjazdu muszą mieć nawet 2 letnie dzieci. Kontrolują nas z 7 razy (bo przecież poprzednia kontrola mogla się pomylić). Dopiero będąc w samolocie Qatar Airways odczuwamy ulgę ze wydostajemy się z tego biednego kraju i wracamy do Polski.
Pobyt w Sudanie pozwala nam docenić to ze żyjemy w rozwiniętej i bezpiecznej Europie..Nasze problemy krajów pierwszego świata to pestka w porównaniu z trudami życia w Sudanie. Warto było odwiedzić ten kraj- jednak podróż polecamy tylko zaprawionym podróżnikom!