Ouidah, Benin 11 stycznia 2023

Wjazd do Beninu jest w miarę szybki. Wizy zrobione online, jak zwykle mili pogranicznicy. Staje się tradycją, że Cyprian jako żołnierz szybko zapoznaje się paniami ze straży granicznej, robimy sobie zdjęcia etc.

Na noc przyjeżdzamy do hotelu. Nasz przewodnik Boris zarzeka się, że hotel jest super. Nie jest. Lata świetlności mineły dawno. Borys jest z Beninu, więc w końcu jest w swoim kraju. Jakie jest jego zaskoczenie, gdy w tym hotelu 2h jazdy od własnego miasta spotyka swoją dziewczynę z… 2 kolegami – wszyscy wesoło wychodzą z jednego pokoju. Borys zakończył tutaj swój 3 letni związek – jak się później dowiedzieliśmy.

Po wątpliwej jakości kolacji i śniadaniu wyjeżdzamy na podbój Beninu. Około połowa zespołu jest zdziesiątkowana przez „turistę”, czyli wysoką gorączkę połączoną z biegunką. Niektórzy już wyszli, inni dopiero zaczynają. Tomek tego dnia ma gorączkową malignę i niewiele z niego zapamięta. A dzień jest pełen zwiedzania i przejazdów = ciężki dzień na „turistę”.

Odwiedzamy między innymi świątynię rybę, zbudowaną jako miejsce obrzędów Voodoo. Na liście mamy też Abomey, czyli wpisany na listę UNESCO fort, ale… tego dnia jest zamknięty, ze względu na odbywające sie wybory. No cóż.. nie płaczemy jakoś, ale Borysowi obrywa się od Tomka (który ma 39st C gorączki i niewiele kojarzy 😉

Lunch na plaży – to lubimy. Po naszych ekscesach żoładkowych jesteśmy trochę bardziej wybiórczy w jedzeniu i znalezienie knajpy staje się trudniejsze. Jak walka o ogień.

Dzień kończymy wizytą w Ganvie – wiosce na jeziorze. Naprawdę robi wrażenie! Wioska zbudowana przez niewolników, którzy na jezioro uciekali przed wywózką do Ameryki. Wciąż mieszka tam.. 30 tysięcy ludzi! Miasto na wodzie. W słońcu chylącym się ku zachodowi to miejsce wygląda wręcz magicznie.. Ludzie mieszkają w domach na palach, mają tam sklepy, punkty poboru wody, szpital.. nawet cmentarz. Cały transport odbywa się łódkami. To żadna pokazówka (czytaj Wenecja) i w roku 2023 ludzie tak mieszkają. Podobne miejsca widzieliśmy na Borneo (Banjarmassin w Indonezji oraz w Brunei, a także jezioro Inle w Birmie). Naszym przewodnikiem jest jeden z mieszkańców – uwiarygadnia to całość historii.

Wieczorem przyjeżdżamy do hotelu, niedaleko plaży oraz głównych obchodów Voodoo. Mamy domki nad basenem – dobry układ z dziećmi. Tomek dogorywa, podobnie jak Cyprian, którego też dopadła „turista”.

Następny dzień to zwiedzanie okolicy, przede wszystkim miejsc związanych z wywózką mieszkańców Afryki do Ameryki Południowej. Ten trwający kilka wieków proceder, ma podobne znaczenie jak Holokaust w PL. W okolicach Quidach, gdzie mieszkamu znajdował się główny port załadunkowy niewolników w Afryce Zachodniej. Miliony ludzi zostały wywiezione, stad miejsca symboliczne, m.in. Brama bez odwrotu. Zwiedzamy również miejsca obrządku Voodoo takie jak rytualna świątynia pytonów, czy mistyczny – rytualny las.

Czekamy z zaciekawieniem na festiwal Voodoo. To główna religia min Beninu, ma wiele odmian, ale opiera się na ceremoniach podczas których ważną rolę pełni rytmiczna gra na bębnach, dzięki której uczestnicy wchodzą w trans i zostają opętani przez duchy. Duchy opanowują kilka osób i przemawiają ich ustami, a w trakcie rytuałów ludzie proszą duchy o zdrowie i pomyślność. Festiwal zaczyna się rano dość oficjalnymi przemowami (ministrowie, prezydent Beninu) oraz pokazami na specjalnie w tym celu zbudowanej scenie na plaży. Dość komercyjnie i sporo białych. Z ~10 grup zorganizowanych, które widzimy na miejscu, 5 jest z Polski. Pozdrawiamy Radoslaw Kasprzak Adventures, gdzie grupę prowadzi nasz kolega Tomek oraz Poza Trasą – 2 Biura które specjalizują sie w Afryce.

Specjalności festiwalu to publiczne ceremonie voodoo z tańcami i składaniem ofiar duchom zwanym loa. Uroczystości trwają cały dzien na ulicach i podwórkach miasta oraz w nocy (ale te ceremonie nie są dostępne dla turystów). Uczestniczymy w kilku z nich, w niektórych miejscach jesteśmy jedynymi białymi. Niektórzy są w transie, tancza…Do zapadnięcia zupełnej ciemności włóczymy się po lokalnych ulicach. Widzimy różne show, widać też miejsca uboju rytualnego zwierząt, ale biali nie są dopuszczani do ich oglądania. Wchodzimy do kilku domów na rutuały i modlitwy, jak Ci ludzi zyją! To jest naprawdę przepaść. Nasi chłopcy znowu mają oczy jak ping-pongi.

Ludzie dookoła są przyjaźni i otwarci tak bardzo, że jeden mały chłopiec zagaduje Tomka i wyjmuje mu kilkadziesiąt dolarów z kieszeni i zmyka. No cóź.. można i tak zasilać lokalną gospodarkę.

Następnego dnia, naładowani pozytywną energią oraz pozbawieni wszzelkich duchów i innych dobrodziejstw.. jedziemy na lotnisko w Cotonou – skąd lecimy do Abidjanu na Wybrzeżu Kości Słoniowej.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Inne wpisy z podróży

Wybrzeże Kości Słoniowej – dawnych wspomnień czar

Ostatnie etap wyprawy po Afryce Zachodniej – głownie plaza i stolica Abidjan. Nie mamy siły na wiecej. No i ciekawa historia przed powrotem do domu.

Czytaj dalej

Togo – górsko i lokalnie

3 dniowy przejazd przez Togo niewielkie Państwo, dawną kolonię niemiecką

Czytaj dalej

Ghana odjechana. No i biegunka trochę seryjna.

Kolejne 4 dni z naszego 8-dniowego pobytu w Ghanie

Czytaj dalej

Ghana – welcome! Najlepszego 2023!

Lot przez Istambul i pierwsze 3 dni w Ghanie – Accra + Elmina nad Oceanem

Czytaj dalej

Dokąd teraz?

Zbliza sie koniec roku, który jak zawsze jest czasem wytchnienia i … podróży. Święta w Karkonoszach. A zaraz potem jedziemy w zupełnie nowe dla nas miejsce, na dużym kontynencie. 3 tygodnie. 11 osób. 4 kraje. Sporo papierologii przed wyjazdem, planowanie rozpoczęło sie w wakacje. Kto zgadnie gdzie? Pamiątka z wyjazdu gwarantowana dla osoby która zgadnie […]

Czytaj dalej
Back to top