Wjazd do Togo wygląda ciekawie. Przekraczamy mało uczęszczane przejscie w górach. Jest mostek i budka, dookoła biegają chmary dzieciaków. Nie mamy wiz do Togo, ale można kupić na granicy. Procedura zajmuje ponad 2h (nie ma żadnych innych aut!). Panowie pogranicznicy wbijają znaczki do paszportów. Nie widzieliśmy czegoś takiego od 15 lat! Procedura jest skomplikowana, obsługuje ją 3 pograniczników – trzęsącymi się rękami. Robimy sporą radochę lokalnym dzieciom, zostawiając im trochę giftów. Niesamowite jest to, że po rozdaniu okolo 20 przedmiotów, dzieci nie kłócą się między sobą, ale wymieniają się przedmiotami i są szczęśliwe. Nasze europejskie dzieci zaczełyby już dawno kłócić się kto dostał fajniejszy gift etc..
Śpimy w hotelu niedaleko granicy, niedaleko miejscowości Kpalimpe. Hotel/ lodge jest położony wśród palm, ma tylko 12 przestornnych pokoi z widokiem na dość obszerny basen. Miejsce, w którym naprawdę można odpocząć, a nie niektórzy z nas tego potrzebują po ekscesach biegunkowo – gorączkowych.
Togo to jeden z niewielu (4 lub 5) krajów w Afryce, który był kolonią niemiecką do II wojny światowej. Miejscowości mają niemieckie nazwy, w hotelu także mówi się po niemiecku (oraz francusku). Widać także, że pomimo skromnej infrastruktury, panuje tu porządek i jest w miarę czysto.
Pod wieczór jedziemy do Kpalime – to 4. największe miasto w Togo (niecale 100 tys mieszkańcow. Nie jest jakieś imponujące. Przez ogromny ruch motocyklowy przypomina trochę miasteczko w Wietnamie. Ale ma wszystko co potrzeba, a nam bardzo potrzebna jest np apteka! 😉
Następnego dnia jedziemy na wycieczkę – spacer wzdłuż róznorodnych plantacji. Nie są to plantacje jakie możemy sobie wyobrazić, tzn duże i szerokie, a raczej niewielkie poletka ukryte wsród wzórz. Ale widzimy jak rosną kawowce, kakaowce, maniok i wiele innych owoców. 3h wyprawa kończy się pod wodospadem, gdzie chłopcy są tatuowani naturalnym barwnikiem z kamieni. Mają z tego dużo frajdy! Wieczorem odpoczynek i chillout w hotelu – nie mamy juz ochoty na wspinaczkę na jeden z okolicznych szczytów, który mamy w programie.
Kolejny dzień to całodniowy przejazd wzdłuż Togo do granicy z Beninem. Jazda trochę bezdrożami, trochę asfaltem, a troche czymś pomiędzy. Nasz busik daje radę, aczkolwiek, pył w środku trochę nas męczy. Spędzamy w sumie 3 dni w Togo – jest ok, ale bez fajerwerków. Czekamy na Benin i festiwal Voodoo!