Wjechaliśmy na Łotwę we wtorek wieczorem. Tomek namierzył świetny camping nad morzem – Camping Jurasdzeni. Kampery zaparkowane z widokiem na morze, plac zabaw, knajpa – wszystko co trzeba. Temperatura to przyjemne 25-27 St C. Postanawiamy zostać na 2 dni. Pierwszy kończymy dłuższym niz zwykle posiedzeniem – następny dzień jest ciężki. Tutaj zobaczcie na zdjęciach widoczne są nasze nieodłączne artefakty campingowe: kolorowe lampki oraz dracena i lampa chanukowa na stole. To pomysły Cypriana i Dominiki – bardzo nam się tez zwyczaj podoba.
Jedziemy rowerami na wycieczkę kilka km. Agata jest niewyżyta, wiec sama zapuszcza się potem jeszcze na kolejna wycieczkę. Wraca przed nocą na szczęście 🙂
Na plazy mnóstwo os – jedna z nich ukąsiła Olafa w buzie. Boli, ale.. po 3 minutach mówi ze już nic nie czuje. Próg bólu przesunięty ma chłopak!
W czwartek jedziemy zwiedzać Rygę. Na Łotwie, ani na Litwie nie doświadczamy ani kawałka autostrady ani drogi ekspresowej. Wręcz po drodze.. droga krajowa zamienia się w szutrową.. Tutaj jednak Polska odjechała ze swoją infrastruktura.
Ryga – dość mocno naznaczona jest czasami słusznie byłymi. Ale centrum wyglada już dobrze, zwłaszcza okolice nabrzeża i rzeki Dźwiny. Zwiedzamy całość rowerami. Zaczynamy od.. intensywnego deszczu. Na szczęście sytuacje ratuje szybko znaleziona przez Cypriana knajpa mezze (dziewczyny) oraz Hesburger (fast food lokalny) dla chłopców dużych i małych. Stare miasto przypomina trochę Lublin. Dużo bruku, budynki częściowo odremontowane. Jest klimatycznie. Rzeka szeroka jak Wisła w Warszawie, w pełni uregulowana. Nad nią mosty, piękna biblioteka, mini pałac Kultury (tak samo się nazywa!), hale targowe. Jak na stolice wielkości Wrocławia, w Panstwie gdzie mieszka 1.9m ludzi – jest Ok.
Przejazd na Litwę – dojeżdżamy bardzo późno do Kowna. Droga w przebudowie, korki. Śpimy na campingu, a właściwie przed campingiem, bo nie zdążyliśmy. Domi z Cyprianem rzutem na taśmę jeszcze wjechali. Cyprian potem jeszcze pol h ustawiał samochód „na równym”, co spowodowało frustracje u innych campingowcow. W końcu dali radę.
W piatek pierwsze wrażenie z Kowna – słabe. Obrzeża miasta i drogi jak w latach 90tych. Jest 32 St C. Wyciągamy rowery i zaczynamy przejazd od zamku Krzyżackiego, przez Stare Miasto, dlugim na ponad 1km deptakiem i dojeżdżamy do Synagogi. Podobnie jak w Rydze, centrum Kowna robi duzo lepsze wrażenie niż reszta miasta.
Pomimo widocznej liczby turystów z Polski.. nigdzie nie ma nic po polsku (nawet jak są opisy w atrakcjach po rosyjsku czy fińsku). Jednak nas tam nie lubią chyba 🙁
Na Litwę (a może do Litwy?) jeszcze wrócimy. Przede wszystkim do Wilna i Kłajpedy, gdzie jest mierzeja podobna do helskiej. Ale na to przyjdzie jeszcze czas.. 🙂