Nie bez powodu mieszkańcy Kostaryki uznawani są za najszczęśliwszych ludzi na świecie. To dzięki Pura Vida czyli ich holistycznemu podejściu do życia, które oznacza proste, czyste życie bez trosk i zmartwień, za to pełne wdzięczności za to co jest tu i teraz. Mówiąc Pura Vida! ludzie się tam również pozdrawiają, witają, żegnają i dziękują.
Z La Fortuna do Manuel Antonio jedziemy ponad 4,5 godziny. Droga mija nam dość spokojnie jak na wesoły autobus z 6 krasnalami na pokladzie:) Po drodze zatrzymujemy sie nad rzeką, w której żyją aligatory.Trochę ekstramalne przejście przez most rekompensuje nam widok na rzekę, pływające w niej aligatory i zachodzące slońce. Wieczorem dojeżdżamy do hotelu the Falls. Z zewnątrz niepozorny budynek, w środku jest bardzo komfortowy i klimatyczny. Decydujemy się zrezygnować z usług lokalnego biura podróży i chcemy zobaczyć samemu okolice. Dwukrotnie idziemy na pobliską plaże – jedną z piękniejszych jakie widzieliśmy. Linia brzegowa to gęsty las tropikalny bez zabudowy; urzeka nas szeroką, piękną plażą i ciepłą wodą. Zachody słońca są tu spektakularne, szczególnie przy sączącym się winku! W drodze powrotnej Cyprian zachęca abyśmy wrócili do hotelu inną drogą, która wiedzie przez zbocze sporego wzniesienia. Jest już praktycznie ciemno, nie my grama wody a dzieci z trudem pną się w górę. W końcu wbijamy do czyjejś willi po wodę myśląc ze to hotel. Ochroniarzowi tak bardzo robi się nas żal ze przynosi nam na tacy szklanki ze schłodzoną woda- gość uratował nam tym źycie!
Obok naszego hotelu jest bardzo oryginalna restauracja z barem zrobionym we wnętrzu samolotu towarowego z lat 50-tych:) Dzieciaki i Tomek szaleją z radości bo mogą wejść do kokpitu old-schoolowego samolotu..Historia samolotu do końca nie trzyma się kupy ale sam oryginalny pomysł na bar robi na nas ogromne wrażenie. Co ciekawe kilkaset metrów od tego miejsca jest inny bar wykonany w starym wagonie, a jeszcze kawałek dalej- restauracja w statku! Pełny przegląd środków transportu w nowej osłonie.
Rankiem idziemy na dłuższy spacer po Parku Narodowym Manuel Antonio (jeden z top 12 parków na świecie). Ścieżka prowadzi przez wzniesioną kładkę, z której można podziwiać lasy min drzewa mangrowe, a także zwierzątka – śmiałe małpki kapucynki, leniwce, szopy, iguany- wielkie jaszczury. Ścieżka wiedzie do złotych plaż w zatoke Oceanu Spokojnego. Z licznych punktów widokowych podziwiamy morze, wystające z niego skały, białe plaże ukryte w zatokach oraz położone w pobliżu wysepki. Jest przepięknie!
Spora cześć dni spędzamy leniwie przy hotelowym basenie w którym dzieciaki szaleją do upadłego. Ogólnie czas mija bardzo spokojnie i leniwie ale nie wiedzieć dlaczego codziennie kładziemy się dość wcześnie spać, razem z dzieciakami. Jedzenie jest wyśmienite – specjałem jest ceviche czyli surowa ryba zamarynowana w limonce z kolendrą, grillowana ryba mahi-mahi i sashimi z tuńczyka. Palce lizać!
Nasz ostatni dzień i nocleg na Kostaryce jest niespodzianką zorganizowaną przez Tomka. Jest to pobyt w bardzo eksluzywnej willi na zboczu góry położonej nad zatoką. Widok z tarasu i zewnętrznego jacuzzi jest obłędny-
w tle widać góry, morze i zieleń tropikalnego lasu. Po przyjeździe do hotelu nasza willa nie jest jeszcze dostępna więc pierwsze godziny spędzamy na obłędnej prywatnej plaży. Popołudniu dzieciaki pakujemy do jacuzzi a sami logujemy się do hotelu. W ramach niespodzianki Tomek zaprasza do nas kucharza, który przygotowuje w naszej kuchni obfitą kolację. Dzieciaki kładziemy wcześniej spać a sami delektujemy się pysznym jedzeniem i winem. Kolacje jemy niespiesznie na tarasie: głównie ryby i owoce morza a także lokalne przysmaki np puree z juki lub zupa z roślinki pejibaye (po polsku wilhelmki wytwornej:)) Jedzenie jest obłędne, a widoki na zatokę z tarasu naszej willi- po prostu urywają wiecie co! Tak trzeba żyć!!!
Kolejnego dnia niespiesznie opuszczamy wille i udajemy się w drogę powrotną do domu. Zatrzymujemy się jeszcze w San Jose- stolicy Kostaryki. W odróżnieniu do Panama City, zabudowa San Jose jest niska, z niewielką ilością budynków w stylu kolonialnym, niewiele jest tu również nowych inwestycji. Ogólne wrażenie raczej słabe. Wpadamy jeszcze na chwilę do Pre-Columbian Gold Museum czyli muzeum złota z okresu przedkolumbijskiego. Znajduje się tu ponad 1.5 tysiąca małych artefaktów (statuletek, biżuterii) wykonanych ze złota, pochodzących z okresu od 500 r.n.e. Małe arcydzieła sztuki robią wrażenie! Idziemy na ostatni wspólny posiłek do steakhousu i wszyscy jedziemy na lotnisko.. Wielka szkoda opuszczać ten kraj i naszych zacnych towarzyszy podróży. Czeka nas długa droga powrotna do Polski, z nieplanowanym międzylądowaniem w Irlandii i przesiadką we Frankfurcie. Będzie nam brakowało niesamowitych kolorów Panamy i Kostaryki, jej egzotycznych smaków i dźwięków przyrody. Mamy nadzieję że powrócimy jeszcze w ten region świata jak trochę dzieci podrosną i będziemy mogli spróbować ciekawych aktywności outdoorowych! Pura vida!