Na Mauritius przylatujemy przez Reunion. Reunion jest wyspą wulkaniczną, przez chmury widzimy całkiem fajne górki.. no cóż, następnym razem może uda się zatrzymać na Reunion ni na nie wejść!
Ladujemy na Mauritiusie. Co za odmiana, cywilizacja, normalne drogi, auta, sklepy.. Ogromna róznica do Mada, a w sumie odległość nie taka duża..
Wynajmujemy zarezerwowanego pickupa (z duża paką na bagaże). Nasz hotel jest w północno zachodniej części wyspy, więć po drodze zatrzymujemy się w stolicy Saint Louis coś zjeść. Jak dojeżdżamy do wynajętego apartamentu to jest już ciemno. Miejscówka robi na nas wrażenie, bo jest położona nad morzem i ma niecałe 200m2 powierzchni z 3 sypialniami. Co za odmiana po Madagaskarze! Wieczorem padamy jak muchy.
Następnego dnia rano decydujemy się pojechać wejść na jedną z gór/kilkusetmetrowych skał, które wyrastają prosto z morza Nasz wybór pada na położoną na południowym zachodzie Le Morne, otoczoną wodą z 3 stron. Przejazd zajmuje nam ponad godzine, brunch kolejną godzinę, wiec zanim docieramy na miejsce jest południe. Pojawiają się lekkie chmury, które ułatwiają nam dość intensywne podejście, trwające ponad 1.5h. Górny odcinek wymaga wspinaczki po skałkach, co dla Tomka jest wyzwaniem z 15kg nosidłem z Olafem na plecach… Ale udaje mu się podołac zadaniu!
Z góry roztacza się przepiekny widok na zatoki oraz rafy dookoła.. Az nam się nie chce schodzić. Powrót w dół nie jest łatwy z plecakiem Olafka, ale jemu samemu bardzo się wycieczka podoba!
Wracamy do apartamentu i wieczorem wychodzimy na naszą ostatnia wspólną kolacje, po której idziemy na drinki do pobliskiego baru. Olaf spi słodko w wózku przy glosnej muzyce, które do kołysanki ma się nijak 😉
W niedziele zbieramy się z apartamentu i zawozimy Kubę na lotnisko. Nie żegnamy się tak do końca, ponieważ Agata i Tomek spotkają Kube w samolocie z Dubaju do Warszawy.
Mirek, Agata i Tomek z Olafem jadą do pobliskiej miejscowości na plaze, ale stwierdzamy, że jest nudno i gorąco, wiec decydujemy się zobaczyć jeszcze Park Narodowy, gdzie znajduje się dość niezwykłe zjawisko, tzn „Ziema 7 kolorow”. Jest to teren, gdzie wytracające się związki (zelazo itp.) powoduje powstanie wielokolorowej formacji, która pięknie prezentuje się w kolorach zachodzącego słońca.
Co nas także zadziwia, to wielkie zółwie, które hodowane są w parku. Wielkie to mało powiedziane, są wręcz monstrualne, nigdy tak dużych nie widzieliśmy! Niektóre z nich maja po 150 lat…
Wracamy na lotnisko oddac auto (trochę się denerwują, ze tak długo trzymamy), jedziemy do hotelu Mirka po prysznic i na ostatnia kolacje z Mirkiem. Stamtąd na lotnisko i fruuu do domu!
Szkoda ze zakonczyla się ta super przygoda, ale wyjazd byl bardzo udany, wiec humory dopisują. Podróz mija nam szybko i bardzo wygodnie, w Dubaju spotykamy Kube i lecimy dalej razem. Ladowanie w Polsce to szok temperaturowy 😉
Afryka jest dzika, i Madagaskar jest tego kwintesencja. Ale zdecydowanie warto tam jechac, nawet z 21 miesiecznym dzieckiem! Kubie i Mirkowi dziekujemy za wspaniala podroz i wytrwałosc z podrozy z rodzina z dzieckiem 😉
Do nastepnego wkrotce!