Mahé Island, Seszele 10 grudnia 2017

Lądujemy na Szeszelach – przy wyjściu z samolotu uderza nas to jakże przyjemne, ciepłe i wilgotne powietrze. Okazuje się, że nie doleciało nasze nosidło dla Olafa – zdezorientowane Panie wymagają dużo wyjaśnień żeby zrozumieć jak takie nosidło wygląda..
Wypożyczamy auto i jedziemy w stronę naszego noclegu, zarezerwowanego rano w Etiopii. To willa położona na północy głównej wyspy Mahe, nad oceanem. Okazuje się, że jesteśmy tam jedynymi goścmi tego dnia, a uśmiech Olafa załatwia nam upgrade do 80-metrowego apartamentu. Cała obsluga, basen itp. jest tylko dla nas!

Rano wyjeżdzamy na krótką przejażdzkę do misji Venn’s town, położonej w środku wyspy w górach, w ktorej znajdował się sierociniec dla dzieci niewolników, które były przywiezione na wyspę w 2. Poł XIXw. Miejsce to odwiedziła w latach 70-tych Krółowa Elżbieta II.
Wyspa robi wrażenie dość rozwiniętej, Seszele uzyskały niepodległość od Wielkiej Brytanii dopiero w 1976 roku i widać tutaj duże wpływy kolonialne. Mahe ma nie więcej niż 25km długości, a wszerz można przejechać ją w 15 minut kręta drogą przez góry.

Popołudniu odbieramy nasz bagaż z lotniska i szybko kierujemy się do portu aby popłynąć na 2. największą wyspę – Praslin. Prom płynie około 1h i kosztuje 600 PLN.. No cóż. Widzimy sporo par, które przyjechały na podróż poślubną.

Po opuszczeniu promu facet proponuje nam auto na dwa dni – bierzemy! Jedziemy do wczesniej zarezerowanego resortu – Castello Beach Resort. Praslin jest już zgoła odmienną wyspą, niedużą, gdzie są tylko plaże i hoteliki. Po 10 minutach jazdy jesteśmy w kameralnym hoteliku, z basenem przy plaży, który nie kosztował bajońskich pieniędzy (najlepsze hotele kosztują tutaj po 3-5 tyś PLN / dobę!!!).

Następnego dnia podogoda dopisuje, Olaf kilka razy kąpie się w basenie, popołudniu jedziemy na 2. koniec wyspy na lunch. W centrum wyspy znajduje się duży rezerwat Valle de Mai – pod ochroną UNESCO. Jest to nasze największe odkrycie na Seszelach – spacer po iście prawdziwej puszczy, pełnej rajskich ptaków, a przede wszystkim dom coco de mer, czyli największego na świecie kokosa, który występuje wyłącznie na Seszelach. Kształt ma dość charakterystyczny, każdy może sam sobie skojrzyć 😀 Na końcu Praslin znajduje się też Anse Lazio wybrana jedną z 10 najpiękniejszych plaż na świecie! Rzeczywiscie, piasek jest tu drobny jak mąka, biały jak śnieg, a zatoka jak z pocztówki.

Po 3 dniach pobytu na Praslin wracamy na Mahe lokalnym samolocikiem, który kosztuje tyle samo co prom, a daje atrakcje podziwiania wysp z góry. Lot trwa zaledwie 15 minut – wrażenie robią kolorowe laguny niewidoczne z brzegu.

Po powrocie na Mahe, przejeżdzamy jeszcze na 2. strone wyspy na plaży Beau Vallon zjadamy pyszny hinduski lunch (wpływy hinduskie są na Seszelach znaczące) i wracamy na lotnisko, gdzie z noclegiem w Katarze wracamy do Warszawy. Żegnamy Seszele, bardzo przypadły nam do gustu, może nie powaliły, ale pewnie trudno o efekt WOW po tym jak widziało się Fidżi czy ponad 15 wysp Karaibskich.. 😀

Lot do Kataru mamy, wręcz królewski, bo praktycznie prywatny! Airbus 330, który na pokład zabiera prawie 300 pasażerów jest praktycznie pusty! Załogi tyle co pasażerów, możemy w spokoju obejrzeć filmy, bo znudzone stwardessy bawią się z Olafem, tory umiejętnie kokietuje je w zamian za co dostaje całusy, batoniki i czekoladki…

Komentarze

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Inne wpisy z podróży

    Podsumowanie

    Podsumowanie wyjazdu i kilka wskazówek praktycznych. Plus dokąd teraz? KARTKA dla zwycięzcy!Jesteśmy z powrotem. Tomek już zdązył na 2 dni polecieć zawodowo do Kazachstanu gdzie było -24st C, wiec spora amplituda temperatur, a teraz jestesmy na nartach. Minione 3.5 tygodnia odchodzi we wspomnienia, ale za to jakie!Dla Olafa 7 nowych krajów, dla Agaty 6 było […]

    Czytaj dalej

    Podróż na Seszele: RPA i Etiopia

    Na Seszele lecimy przez Johannesburg i Etiopie. Lot do Johannesburga trwa niecałe 2h. Po wyladowaniu jeseśmy w szoku, bo pomimo zaczynajacego się lata temepratura to 15 st C i leje deszcz. W jego strugach jedziemy spotkac się z nasza koleżanką Natalią, z która zjadamy obiad i potem jeszcze dojadamy pizza u niej w domu :)) […]

    Czytaj dalej

    Basen Diabła – Devils Pool

    Do Zambii wybieramy się w celu wykonania jednej konkretnej atrakcji: kapiel w Devils Pool (basen diabła), czyli małym naturalnym basenie na krawędzi wodospadów Wiktorii. Tomek zgłasza się na ochotnika jako ten, który zostanie z dziećmi! Przekraczamy granicę między Zimbabwe i Zambią ponad stuletnim mostem, z którego można wykonać jeden z wyzszych skoków bungee na świecie. […]

    Czytaj dalej

    Zimbabwe!

    Do Zimbabwe wjeżdzamy rano. Na granicy rozstajemy się z naszym Land Cruiserem oraz kierowcą Erastusem – W Zimbabwe przejmuje nas lokalna agencja. Przekroczenie granicy troche się nam przedłuża, ponieważ kierowca, który miał nas odebrać czekał na nas.. w naszym hotelu w Botswanie. Ale wszystko jest w African time, wiec bez stresu! Po 1h jazdy do […]

    Czytaj dalej

    Wodna Botswana

    Do Botswany wjeżdzamy pełni oczekiwań, poniważ spodziewamy się zobaczyć nature zgoła przeciwną do tego co widzieliśmy w Namibii. Nasze atrakcje w Botswanie są powiązane z wodą i zyciem dookoła niej. Docieramy do lodga, który nasz kierowca Erastus określa jako najbardziej luksowy na naszej trasie (Chobe Safari Lodge). Erastus ma jednak chyba inne pojecie luksusu, ponieważ […]

    Czytaj dalej

    Zielona Namibia

    Tego dnia mamy do przejechania największy dystans podczas tego urlopu-ponad 600 km. Droga jest bardzo dobra (asfaltowa), nie ma praktycznie ruchu i nie ma na niej praktycznie żadnego zakrętu! Po drodze odwiedzamy jeszcze Meteoryt Hoba – największy meteoryt na ziemi!!! Wazy 60 ton, ma niecale 3x3x2m i przylecial do nas 80 tysiecy lat temu. W […]

    Czytaj dalej

    Park Narodowy Etosha – Afryka Dzika!

    Zapowiada sie bardzo upalny dzien. Jedziemy w glab ladu i zamiast chlodnego, oceanicznego powietrza jest gorace nadciagajace z pustynnego ladu. Poranek spedzamy w samochodzie i mamy przymusowy przystanek z powodu zlapanej gumy! Przy prędkości 100km / h trzeba uważać, ale nasz kierowca Erastus wie co robi, a opony mimo że nowe, przebijają się na szutrowych […]

    Czytaj dalej

    Jezdzimy, plywamy, latamy i snowboardujemy ;)

    W czwartek rano wstajemy, z domków naszego lodge rozprzestrzenia się kapitalny widok na step!Ruszamy w drogę po śniadaniu, przekraczamy zwrotnik Koziorożca (jesteśmy coraz bliżej Polski 😉 po 2h dojeżdzamy do Swakopmund – jednego z większych miast w Namibii gdzie planujemy spędzić 2 noce. Niecałe 30km wcześniej znajduje się Walvis Bay – miasto portowe, które dopiero […]

    Czytaj dalej

    Namibia welcome to!

    W Namibii ladujemy przed południem. 10 godzinny lot z Qataru lot mija ok, jesteśmy w miarę wyspani, ale jedzenie w Qatar Airways pozostawia dużo do życzenia.. Na lotnisku mamy 1.5h oczekiwania do przylotu Mirka oraz Grzesia, Oli i 14 miesięcznego Gustawa. W międzyczasie ogarniamy kartę do internetu oraz chcemy podlączyć się do WiFi w lokalnej […]

    Czytaj dalej

    Katar = jak Dubaj?

    Qatar = jak Dubaj? Do Kataru przylatujemy okolo polnocy. Szybko przechodzimy odprawe, odbieramy bagaż (prawie wszyscy pasażerowie z Warszawy byli tranzytowi) i.. jakże przyjemne jest to uderzenie przyjemnego ciepłego powietrza! Po kilku próbach (mimo póżnej godziny lotnisko jest pełne ludzi) łapiemy naszego Ubera i jedziemy do hotelu. W związku z izolacją Qataru od pozostałych Państw […]

    Czytaj dalej

    Wylatujemy!

    Kilka miesiecy planowania i przygotowan i wylatujemy 😉Plan jest nastepujacy: Lecimy do Qataru w sobotę, gdzie spędzamy cala niedziele. W nocy z niedzieli na poniedzialek wylatujemy do Windhoek w Namibii. Tam spotykamy sie z Mirkiem, Ola, Grzesiem oraz poltorarocznym Guciem. Bedzie nas zatem 5 dorosłych i 2 dzieci. I jedziemy przez 17 dni przez główne […]

    Czytaj dalej
    Back to top