Tuvalu to wyzwanie. Dolecieć? Trudno. Jeden lot tygodniowo z Kiribati, jeden z Fiji. Na popularnych stronach hotelowych typu booking.com nie ma ŻADNEGO hotelu z Tuvalu. Nie ma szans na rezerwację auta online. Żadna sieć telefoniczna nie działa, internet jest czasem.
W zwiazku z powyższym w naszym wyjeździe Tuvalu to największy znak zapytania. Lot Air Kiribati do Tuvalu możemy opłacic tylko gotówką na Kiribati. Udaje nam się znależć hotel przez google, ale nie wiemy czy ktoś po nas przyjedzie na lotnisko etc..
Z Kiribati do Tuvalu lecimy jak dobre VIPy – w samolocie (jest w nim 28 miejsc) jest poza nami 2 pasażerów (obu kompletnie pijanych ;), jedna osoba obsługi technicznej samolotu, 2 stewardessy i 2 pilotów. Czyli z nami lecą albo nawaleni albo Ci co muszą z pracy. Normalnych ludzi: brak.
Tym prawie prywatnym samolotem lecimy 3,5h. Po drodze kapitalne widoki pięknych niezamieszkałych atoli i bezkres oceanu.. i nasze rozmyślenia, czy podróż z 2 dzieci na Tuvalu to jest ryzykowne czy nie jest?
Lądowanie na Tuvalu to doświadczenie, ponieważ… pas startowy to normalnie miejsce zabaw, gry w piłkę i domki położone wzdłuż całej jego długości bez żadnego płotu. Ot tak, w ogrodzie raz na 2-3 dni 40m od kuchni ląduje Ci samolot akurat jak pichcisz kurczaka! Jak już się zorientujemy później, przed przylotem samolotu przez pas startowy przejeżdza syrena która rozgania wszystkich na boki. Piloci samolotów ladują z duszą na karku czy im ktoś nie wybiegnie na pas startowy. Nie zazdrościmy. Jednocześnie pewnie niewiele jest miejsc, gdzie każde lądowanie ma tylu kibiców! Lotnisko na wyspie Funafuti na którym lądujemy to pas startowy z czasów II wojny światowej, ponieważ Tuvalu to pierwszy obszar w Oceanii, gdzie nie dotarli Japończycy (po bitwie pod Tarawą w Kiribati, które okupowali).
Na miejscu czeka na nas Pani z hotelu Esfam – wiadomości Agaty dotarly do niej! Pakujemy się do auta, robimy jej miejsce obok siebie, a ona na to że dziękuje, ale pójdzie piechotą.. My zdziwieni, ale ok. Po czym auto przejeżdza 50m i jesteśmy w hotelu 😉 Na miejscu sprzwdzamy księgę gości i widzimy, że kilka tygodni wcześniej był tutaj znajomy Polak – Marcin Mentel, którego znamy z organizacji ekstremalnych wyjazdów z Backpackers club. Co za zbieg okoliczności!
Auto czeka na nas w hotelu (to auto właścicieli). Chcemy szybko coś zjeść, więc szukamy restauracji. Pytania o nią ogólnie wywołują konsternację, bo nie ma takowych. Są jakieś przybytki z jedzeniem, ale trudno o konkretne jedzenie. Ciekawe, że na tych wyspach otoczonych przez ocean praktycznie nie ma świeżych ryb? W końcu znajdujemy jakiś chiński bar (Chińczycy są wszędzie!), który karmi nas ryżem i makaronem.
Popołudniu robimy objazd tej wyspy, tzn kilka kilometrów na pólnoc od lotniska do końca drogi i potem kilkanaście kilometrów na południe. Wszędzie proste domki. Ludność Tuvalu to 11 tyś osób, w większości na Funafuti (wyspie głównej) oraz rozrzuconych na okolicznych atolach (bez lotnisk).
Ludzie wyglądają na szczęśliwych, mimo że Tuvalu jest krajem o najniższym PKB na świecie (co wynika z małej liczby mieszkańców oraz niskiego PKB na osobę). Siedzą, gadają, śmieją się, biesiadują, kąpią sie w Oceanie.. Dla nas postronnych wygląda to na wieczne wakacje!
My też znajdujemy swój kawałek plaży na kąpiel w Oceanie (jest tu gorący jak zupa) przy zachodzie słońca. Następnego dnia koło południa, po dźwieku syren rozpędzających ludzi i zwięrzęta, ląduje samolot Fiji Airways, wsiadamy i lecimy dalej na boskie Fidżi!
Informacje praktyczne:
Lot Kiribati – Tuvalu – zarezerwowany emailowo kilka miesięcy wcześniej, ale opłacony w Biurze Air Kiribati na lotnisku. 1100 AUD za naszą rodzinę
Hotel Esfam: rezerwowany przez emaila, podobnie auto na miejscu. 170 AUD/ dobę – hotel, Auto 100 AUD/ dobę z benzyną.
n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby