Funafuti, Tuvalu 23 sierpnia 2019

Tuvalu to wyzwanie. Dolecieć? Trudno. Jeden lot tygodniowo z Kiribati, jeden z Fiji. Na popularnych stronach hotelowych typu booking.com nie ma ŻADNEGO hotelu z Tuvalu. Nie ma szans na rezerwację auta online. Żadna sieć telefoniczna nie działa, internet jest czasem.

W zwiazku z powyższym w naszym wyjeździe Tuvalu to największy znak zapytania. Lot Air Kiribati do Tuvalu możemy opłacic tylko gotówką na Kiribati. Udaje nam się znależć hotel przez google, ale nie wiemy czy ktoś po nas przyjedzie na lotnisko etc..
Z Kiribati do Tuvalu lecimy jak dobre VIPy – w samolocie (jest w nim 28 miejsc) jest poza nami 2 pasażerów (obu kompletnie pijanych ;), jedna osoba obsługi technicznej samolotu, 2 stewardessy i 2 pilotów. Czyli z nami lecą albo nawaleni albo Ci co muszą z pracy. Normalnych ludzi: brak.

Tym prawie prywatnym samolotem lecimy 3,5h. Po drodze kapitalne widoki pięknych niezamieszkałych atoli i bezkres oceanu.. i nasze rozmyślenia, czy podróż z 2 dzieci na Tuvalu to jest ryzykowne czy nie jest?

Lądowanie na Tuvalu to doświadczenie, ponieważ… pas startowy to normalnie miejsce zabaw, gry w piłkę i domki położone wzdłuż całej jego długości bez żadnego płotu. Ot tak, w ogrodzie raz na 2-3 dni 40m od kuchni ląduje Ci samolot akurat jak pichcisz kurczaka! Jak już się zorientujemy później, przed przylotem samolotu przez pas startowy przejeżdza syrena która rozgania wszystkich na boki. Piloci samolotów ladują z duszą na karku czy im ktoś nie wybiegnie na pas startowy. Nie zazdrościmy. Jednocześnie pewnie niewiele jest miejsc, gdzie każde lądowanie ma tylu kibiców! Lotnisko na wyspie Funafuti na którym lądujemy to pas startowy z czasów II wojny światowej, ponieważ Tuvalu to pierwszy obszar w Oceanii, gdzie nie dotarli Japończycy (po bitwie pod Tarawą w Kiribati, które okupowali).

Na miejscu czeka na nas Pani z hotelu Esfam – wiadomości Agaty dotarly do niej! Pakujemy się do auta, robimy jej miejsce obok siebie, a ona na to że dziękuje, ale pójdzie piechotą.. My zdziwieni, ale ok. Po czym auto przejeżdza 50m i jesteśmy w hotelu 😉 Na miejscu sprzwdzamy księgę gości i widzimy, że kilka tygodni wcześniej był tutaj znajomy Polak – Marcin Mentel, którego znamy z organizacji ekstremalnych wyjazdów z Backpackers club. Co za zbieg okoliczności!

Auto czeka na nas w hotelu (to auto właścicieli). Chcemy szybko coś zjeść, więc szukamy restauracji. Pytania o nią ogólnie wywołują konsternację, bo nie ma takowych. Są jakieś przybytki z jedzeniem, ale trudno o konkretne jedzenie. Ciekawe, że na tych wyspach otoczonych przez ocean praktycznie nie ma świeżych ryb? W końcu znajdujemy jakiś chiński bar (Chińczycy są wszędzie!), który karmi nas ryżem i makaronem.

Popołudniu robimy objazd tej wyspy, tzn kilka kilometrów na pólnoc od lotniska do końca drogi i potem kilkanaście kilometrów na południe. Wszędzie proste domki. Ludność Tuvalu to 11 tyś osób, w większości na Funafuti (wyspie głównej) oraz rozrzuconych na okolicznych atolach (bez lotnisk).
Ludzie wyglądają na szczęśliwych, mimo że Tuvalu jest krajem o najniższym PKB na świecie (co wynika z małej liczby mieszkańców oraz niskiego PKB na osobę). Siedzą, gadają, śmieją się, biesiadują, kąpią sie w Oceanie.. Dla nas postronnych wygląda to na wieczne wakacje!
My też znajdujemy swój kawałek plaży na kąpiel w Oceanie (jest tu gorący jak zupa) przy zachodzie słońca. Następnego dnia koło południa, po dźwieku syren rozpędzających ludzi i zwięrzęta, ląduje samolot Fiji Airways, wsiadamy i lecimy dalej na boskie Fidżi!

Informacje praktyczne:
Lot Kiribati – Tuvalu – zarezerwowany emailowo kilka miesięcy wcześniej, ale opłacony w Biurze Air Kiribati na lotnisku. 1100 AUD za naszą rodzinę
Hotel Esfam: rezerwowany przez emaila, podobnie auto na miejscu. 170 AUD/ dobę – hotel, Auto 100 AUD/ dobę z benzyną.

Komentarze

  1. n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
    wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
    co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Inne wpisy z podróży

Podsumowanie

Cóż to był za wyjazd!Po powrocie z Tel Avivu, 4 dni w domu i znowu wyjazd całą 4 do Dubaju na kilka dni (Tomek zawodowo). Potem wpadliśmy w rytm codziennych obowiązków.. Ale czas na krótkie podsumowanie! W podróży byliśmy miesiąc, mieliśmy 18 lotów w sumie (włączając Tel Aviv i Dubaj). Loty z 2 dzieci okazały […]

Czytaj dalej

Wracamy? Tak i nie :)

Wyladowaliśmy z Singapuru w Warszawie rano. Wykorzystujemy dzień na szybkie przepakowanie, pranie etc. Tomek już pracuje. Ale następnego dnia rano lecimy do Tel Avivu na spotkanie – taki wydłużony weekend od piatku do niedzieli. Mamy troche pietra, bo w paszportach mnóstwo pieczątek z krajów nieprzyjaznych, tj Iran, Liban, Dubaj, Qatar. Po 4h locie, udaje nam […]

Czytaj dalej

Towarzyski Singapur

W Singapurze mamy zaledwie 10h, po tym jak wylot z Sydney opóżnił się o prawie 12h. Tomek kompresuje kilka spotkań ze znajomymi, więc plan jest bardzo napięty. Najpierw idziemy jednak zobaczyc najnowszy skarb Singapuru, tj cenrum handlowe Jewel, które jest połączone z lotniskiem. W środku Jewel znajduje się ogromny wodospad (przez 6 pięter!) w kształcie […]

Czytaj dalej

Inne Sydney

Do Sydney przylatujemy z samego rana, po prawie 4h lotu z Vanuatu. Niebo bezchmurne, temperatura okolo 20 st C, w ciagu dnia 24 st C. Niezła zima! Dekujemy się do hotelu w centrum – mamy 2 dni na miejscu. Podczas eskapady kamperem w 2013 roku dość pobieżnie ogarneliśmy centrum (relacja tu: http://tomaga.geoblog.pl/wpis/188920/sydney-lokalni-mowia-sidni ). Teraz plan […]

Czytaj dalej

Vanuatu – duża wyspa z trzema małymi szatanami

Na Vanuatu troche wyszło u nas zmęczenie materiału. Zwiedzilismy tylko główną wyspę Efate, mimo, że duże atrakcje są też na 2 innych wyspach, tj Espiritu Santo oraz Tanna, gdzie znajduje się czynny wulkan, do którego można zajrzeć.. Jednak podróż z 3 małymi szatanami (Gucio jeszcze nie awansował na szatana, bo nie przeklina), duża liczba lotów, […]

Czytaj dalej

Wracamy na Fidżi! Tam i z powrotem.

Byliśmy na Fidżi 8 lat temu, spędziliśmy wówczas 3 tygodnie na Fidżi – było to 2x razy dłużej niż planowaliśmy, ale tak wyszło, bo były problem z paszportami i naszym ogarnięciem.. Relacja z tego wyjazdu m.in. poniżej: Tym razem Fidżi ma nam służyć jako punkt przesiadkowy:1. Z Funafuti na Tuvalu lecimy przez stolicę Fidżi w […]

Czytaj dalej

Samoa rozwaliła system!

Samoa rozwaliła system. Gwiazda. Jednorożec. Ogród Babilonu. Byliśmy w ponad 130 krajach i Samoa jest na topie!!!Ale od początku. Na Fidżi spotykamy naszych przyjaciół Dominikę, Cypriana i ich dzieciaki Ajufa oraz Atana. Dominisia oraz Cypruś to prawdziwi przyjaciele, bo nawet jeden obraz kupilismy na aukcji razem i pół roku stoi u nas, a pół u […]

Czytaj dalej

Kiribati – ginący raj

Z czym kojarzy Ci się Kiribati?  Z rajska plaza? Z atolem? Z pięknymi plażami? Z Nurkowaniem? Dobre skojarzenia. Tylko tego nie doświadczymy, bo mamy tu 1 dzień i pada deszcz 😉 A poza tym największą chyba atrakacją na wyspie są japońskie fortyfikacje, bo to właśnie Kiribati było najdalszym rejonem, który zajęli Japonczycy w trakcie II […]

Czytaj dalej

Nauru – jeden z najrzadziej odwiedzanych krajów świata

Nauru jest jak niechciane dziecko. Daleko wszędzie, do Australii ponad 3000km. Linia lotnicza Air Nauru ma jeden samolot – okno na świat dla lokalsów. Jedna wyspa o obwodzie 19km. Około 10 tyś mieszkańców, około 150 turystów rocznie. Państwo z najbogatszego na świecie przeszło w zależne od Australii i datków zagranicznych. Środek wyspy jest wyeksploatowany przez […]

Czytaj dalej

Przystanek w Brisbane

Lot z Darwin do Brisbane trwa 4h (3500km). Niezle jak na lot krajowy 😉 Po drodze podziwiamy Australię… a właściwie pustynię, która ja tworzy. Nic dziwnego, że w całym kraju mieszka tylko 24m ludzi, skoro tu taka kamienno – pustynna czerwona pustka. Ogólnie widzimy troche inną Australię niż sprzed 6 lat, tzn wielką, pustynną, Darwin […]

Czytaj dalej

Darwin – stolica Australijskiego zadupia ;)

Co to był za lot! Lot o 23ciej z Singapuru do Darwin trwa nieco ponad 4h, mieliśmy wystarczająco dużo miejsca, żeby sie wygodnie wyspać na leżąco, ale… Olaf przespał sie przed lotem i był tak wyspany, że nie zmrużyliśmy oka, podobnie większość pasażerów samolotu.. Mały szatan biegał wzdłuż, zaczepiał pasażerów, gadał, śpiewał i po prostu […]

Czytaj dalej

Wszystkie drogi prowadzą do Singapuru

Po weselnych harcach u Ani i Wojtka wracamy w sobote wczesym popoludniem do Warszawy (dobrze, że teściowa zgodzila sie poprowadzic 🙂 W ciagu dnia dopakowujemy się (80% bylo przygotowane przez Agatę wcześniej). Udaje nam sie spakować naszą rodzinę 2+2 w 2 plecaki oraz jedną średnią torbę na kółkach. Jedzie tez z nami wózek Gucia oraz […]

Czytaj dalej

Przygotowania

Jak tylko Gucio konczy 7 tygodni, to zabieramy go na kilka lotow po Europie. Zdaje egzamin, jest pogodnym, dosc spokojnym niemowlakiem i od samego poczatku wspaniale sie z nim podrozuje (byl w Japonii zanim skonczyl 3 miesiace 😉 Wspolnie z Dominika i Cyprianem ogarniamy przygotowania, tj optymalna trase przelotu, co kosztuje zwlaszcza Tomka kilka niedospanych […]

Czytaj dalej
Back to top